Moje Aresztowanie w Bogdanówce w 1940 r.
Pożegnanie Bogdanówki
O świcie pierwszego Maja słyszę głośne łomotanie do drzwi. Zerwałem się jak oparzony i nagle widzę czapki NKWD we wszystkich oknach. Dreszcze przeszły mi po ciele, ponieważ wiedziałem, że ta niespodziewana wizyta nie jest po to, aby mi powiedzieć dzień dobry. Stary ojciec wstał z łóżka i podszedł do drzwi.
— Kto to? — zapytał.
— Ja, Petro Bojko, widkrijte dweri [Ja, Petro Bojko, Otwórzcie drzwi].
Do mieszkania wpada pięć NKWD i Bojko. Każą mi się szybko ubierać. Rewizja w jednym, w drugim i trzecim pokoju. Całą rodzinę wypędzają z łóżek. Pierzyny, poduszki rzucają na podłogę i depczą obłoconymi butami. Z szafy wyrzucają wszystko, szukają po kieszeniach ubrań, przeglądają książki, papiery, fotografie, i.t.d. Inni tłuką się na strychu domu i w zabudowaniach gospodarczych.
W końcu padł rozkaz ,wychadi!’ [wychodź!]
— Czy mogę się pożegnać z rodziną? — zapytałem.
— Nu praszczajś skoro i dawaj wychadi [No żegnaj się prędko i wychodź].
Ucałowałem starego ojca na pewno już po raz ostatni, bo przeczuwałem, że staruszek nie doczeka się mojego powrotu. Ojcu łzy spłynęły po twarzy, ucałował mnie w czoło, i wyszeptał przez łzy ,Boże prowadź’.
To były jego ostatnie słowa i ostatni ojcowski pocałunek.
Mila i Jania rozpłakały się nie rozumiejąc, co się dzieje i gdzie tak nagle zabierają im ojca? W końcu ostatni pocałunek żony i dzieci, od których siłą oderwał mnie ,bojec’ i wypchnął z chaty. W mieszkaniu pozostał głośny płacz i smutek.
W tym roztargnieniu zapomniałem, że byłem ubrany tylko w wojskową bluzkę i spodnie, w których wróciłem z wojny, nie mając na sobie zewnętrznego ubrania, jak płaszcza lub kurtkę. Żona to zauważyła, schwyciła starą kurtkę, podleciała niepostrzeżenie i rzuciła nią do mnie, nie pytając strażnika, jeśli to jest wolno. Bojec widząc to, złapał żonę za rękę i rąbnął nią o zamarzniętą ziemię.
— Uchodi otsjuda ty polszcza bladź [Idź stąd ty polska niezdaro] — krzyknął.
Kiedy opuszczałem rodzinną wioskę pod eskortą bojców z bagnetami, świtał wiosenny mroźny poranek. Na Zagrobelu (osiedle w Bogdanówce) koło zagrody Kozowyka Piotra stała duża wojskowa ciężarówka, do której mnie wsadzono. Za kilka minut Mikołaj Nowaka, Michał Pająk i mój szwagier Piotr Olender weszli do ciężarówki. A więc nie byłem sam.
Ludzie przybyli z całego Zagrobela, a także i moja siostra Katarzyna, wszyscy chcieli się pożegnać, ale nikogo już do nas nie dopuszczono.
Samochód ruszył całym gazem i za chwilę Bogdanówka zniknęła z pola widzenia z wyjątkiem wieży kościelnej, która dominowała nad całą okolicą. Od tej właśnie godziny datuje się moja nadludzka udręka i bezlitosna dola.
Kontynuacja książki jest dostępna w języku polskim w iTunes ale tylko na komputerze Apple, iPhone lub iPad.
https://itunes.apple.com/ca/book/daleki-żołnierski-szlak/id1443704275?mt=11
Niestety nie ma jeszcze książki drukowanej w języku polskim tylko w języku angielskim.